Zanim zacznę archiwizację własnych obserwacji włoskiego
życia należy wspomnieć, że jakiś czas temu przeprowadziłam spontaniczne
„badania” w najbliższym otoczeniu na temat włoskiej wiedzy o Polsce. Na szybkie
pytanie o skojarzenia z Polską otrzymałam wesołe odpowiedzi w stylu:
Odniosłam wrażenie, że samo słowo „Polska” było jakimś
tworem słabo umiejscowionym na mapie świata a odpowiedzi wymyślane na biegu, żeby zapobiec blamażowi
Źle…jest źle. Z nadzieją, że popełniłam błąd i pytanie było
zbyt ogólne doprecyzowałam:
- jak duża jest Polska (π x drzwi)?
- czy mamy morze (jeśli tak to jakie)?
- 3 polskie miasta?
Ogólne wnioski:
Polska to takie Czechy bez dostępu do morza
(opcjonalnie z Północnym lub Kaspijskim), z trzema głównymi miastami
Lechpoznan, Vislacracovia i „Budapest?Pragha?”.
Ogólny poziom „wiedzy” o „krajach wschodu” niestety
prezentuje się na ww. poziomie ale nie zmienia to faktu, że spotkałam również Włochów, rozkoszujących się w godzinnych konwersacjach o Jaruzelskim, Wałęsie,
Solidarności, barszczu i zdecydowanie bardziej aktualnych tematach jak
przewodnictwo pana DT w Radzie Europejskiej czy zachwyt nad polskimi
sportowcami, którzy w 2014 roku wykosili cały świat siatkarsko-kolarsko-piłkoręczny.
A ja wtedy chodziłam dumna jak najbardziej zarozumiały paw!
m.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz