Kilka gorzkich słów o walce z
biurokracją włosko-polską i moje prywatne perypetie...czyli jak osiwieć przez
30stką.
Fot. M. Guszkowska |
Styczeń i Luty 2016
Pierwszy krok do ślubu cywilnego
wiąże się z wycieczką do urzędu miasta, a konkretnie z wizyta w Anagrafe (pl. Biuro Ewidencji Ludności).
Godziny otwarcia: 10 - 12.50 od poniedziałku do piątku PLUS jedno popołudnie -
wtorek od 15 do 17.50 i sobota rano 9 - 11.50. Najsympatyczniejsze panie pod
słońcem, z którymi już kilkakrotnie miałam styczność, na "buongiorno"
wytykają mnie palcem. Powód? Nie przyniosłam im dokumentów (jakich dokumentów?)
i gdzie do diaska jest kopia mojego pozwolenia na pobyt we Włoszech? Na
spokojnie odpowiadam, że po pierwsze jestem zameldowana, że pozwolenie nie było
mi nigdy potrzebne (ach ten odległy kraj zwany Polską jest w Unii?) i że w
ogóle o co im do diabła chodzi. To paszport. Chcą fotokopię mojego paszportu!
Miałam przynieść (tak? Pierwsze słyszę) a nigdy nie przyniosłam. Przygotowana
na wszystko wyciągam paszport z torby i grzecznie się pytam, czy istnieje
możliwość, że skserują sobie mój paszport - tu i teraz. Zapowietrzona pani
urzędnik po chwili ciszy odpowiada VA BENE (dobrze), ale tylko i wyłącznie
dlatego, że nie ma innych ludzi w kolejce, bo w inny przypadku nie byłoby to
możliwe. Pani dodaje też, że dokument ma datę ważności do 2019 i czy ja zdaję
sobie z tego sprawę (ok mamy 2016, więc może jeszcze go nie wyrzucę...) Absurd,
absurd, absurd...
Przechodzimy do kwestii ślubu. Pierwsze
rzecz bez której ślub nie może się odbyć to dokument nulla osta al matrimonio, czyli zaświadczenie stwierdzające, że
zgodnie z prawem polskim można zawrzeć małżeństwo. Dokument wydaje urząd w
Polsce lub konsulat polski we Włoszech. Jest więc misja - załatwić dokument.
Co, jak i gdzie będę musiała już rozgryźć sama, bo panie nie udzielają więcej
informacji. Biorę głęboki oddech, dziękuję i wychodzę.
Wujek Google pomaga mi dotrzeć na
stronę konsulatu na której bez problemów znajduję odpowiednią zakładkę i
wczytują się w wymagane dokumenty. Oprócz dowodu tożsamości i formularzy, które
mogę wypełnić w 5 min, pojawia się mały problem - odpis aktu urodzenia, którego niestety
nie mam ze sobą.
(wszystkie potrzebne informacje
ale zainteresowanych znajdują się pod tym linkiem http://www.mediolan.msz.gov.pl/pl/informacje_konsularne/stan_cywilny/malzenstwo_we_wloszech/).
Telefon do Polski. Kochani
rodzice ratujcie. Po dokładnym przeszukaniu domu dostaję telefon z radosną
nowiną - JEST! JEST! Oryginalny odpis z '88! Przedzwaniam do konsulatu, mówią
że oryginał jest ok, ważne żeby dane pokrywały się z danymi na moim dowodzie.
Pełnia szczęścia! Na dniach przylatuje brat w ramach odwiedzin, przywiezie
odpis, pojadę do Mediolanu i będzie z głowy.
Głupia i naiwna ja.
W międzyczasie urząd w rodzinnym mieście
w Polsce twierdzi, że odpis jest nieważny, bo wydrukowany na starym druczku.
Czyżby konsulat się mylił? Przedzwaniam ponownie, dopytuję się czy ABY NA PEWNO
jest ok i dla pewności wysyłam załączony odpis. Pierwszy mail - tak, odpis jest
ważny i czekamy na panią w konsulacie. Drugi mail (5 min później) - mamy mały
problem. Według starego odpisu urodziłam się w "Warszawa-Śródmieście"
i kochane Śródmieście unieważnia mój jakże cenny dokument. Kurtyna.
Jak zdobyć nowy odpis? Składamy
wniosek i czekamy jedyne 3 miesiące. Plus dokument trzeba odebrać OSOBIŚCIE w
urzędzie w Polsce. Początek lutego, ślub w lipcu. Hmmm może zdążymy, ale znając
włoskie i polskie tempo może jednak lepiej poszukać alternatywy. Szczególnie,
że nie planowałam wyjazdu do Polski pod koniec kwietnia...
Pojawia się i druga opcja - nulla osta (czyli dokument docelowy) można
otrzymać w urzędzie miasta w Polsce, ale jest jedno ALE - trzeba przywieźć
przetłumaczone zaświadczenie o stanie wolnym przyszłego małżonka. Dokument ten
wydaje niemalże od ręki urząd we Włoszech (oczywiście za odpowiednią opłatą -
jedyne 16,52 euro), tylko że musi on być przetłumaczony na język polski. Tłumaczenie
przysięgłe (czas + koszty). Żeby nie było za lekko dokument nulla osta zostanie wydany po polsku i
następnie trzeba go będzie przetłumaczyć na włoski (czas + koszty). Bez wahania
wybieram opcję z konsulatem, żeby uniknąć dodatkowych problemów z szukaniem
tłumaczy przysięgłych. Dzwonię bezpośrednio do urzędu stanu cywilnego w W-wie,
po krótkiej rozmowie z przemiłym Panem decyduję się wysłać kolejny wniosek o
uzyskanie odpisu aktu urodzenia i wysyłam go pocztą (9,30 euro) bezpośrednio do
archiwum aktów urodzenia (czy jakoś tak). Odpis ma dotrzeć już bezpośrednio do
konsulatu (za te przyjemność przyjdzie mi zapłacić jedyne 30,00 euro) i może
dojdzie nawet szybciej niż w 3 miesiące. Trzymam kciuki i czekam na rozwój
wydarzeń.
W międzyczasie odkrywam i trzecią
możliwość uzyskania odpisu - konto na ePUAP. Mogę złożyć wniosek przez Internet
i uzyskać odpis w formie elektronicznej. Super. Szkoda tylko, że przy
zakładaniu konta muszę choć raz stawić się w urzędzie, żeby potwierdzić swój
profil zaufany. Załatwimy wszystko w marcu jak tylko udam się do Polski. Mam
trzy opcje. Jedna z nich musi wypalić.
Marzec 2016
W połowie marca przylatuję do
Polski na dosłownie 2,5 dnia i z czystej ciekawości zaglądamy do urzędu. Pani z
bananem na twarzy oświadcza, że dokument już jest! JEST! Ale jak to? Miały być
3 miesiące - nie wnikam. Dokument znając życie był już na komputerze w styczniu,
ale staram się nie denerwować - odbieram dokument (koszt zero) i mogą dalej
załatwiać swoje sprawy.
Wracam do Włoch, umawiam się na
wizytę w konsulacie. Jadę z teczką idealnie wypełnionych dokumentów. Czekam na
swoją kolejkę, wszystko idzie gładko (gdyby nie liczyć 80 euro za wydanie
kolejnego świstka papieru). Ok. Dokument będzie gotowy za... tydzień. Przyznam
szczerze, że jest mi po drodze do Mediolanu, więc proszę o przesłanie dokumentu
pocztą. Dokument będzie gotowy za tydzień, ale ja na niego poczekam 3 tygodnie!
(bo że niby święta wielkanocne i ogólne zamieszanie...) Czekam. Cierpliwie
czekam.
Kwiecień 2016
Po 3 tygodniach chwytam za
telefon i dzwonię, bo chcę dowiedzieć się na jakim etapie jest produkcja mojego
dokumentu. WYSŁANY. Już do mnie jedzie! Ale co ciekawe dotarł też i odpis aktu
urodzenia (ten drugi, który miał dojść bezpośrednio do konsulatu na mój wniosek
wysłany pocztą). Na chwilę obecną odpis nie jest mi już potrzebny, co ciekawe
miałabym za niego płacić 30 euro a ten w Polsce uzyskałam za koszt 0 zł.
Odpowiadam, że kiedyś się po niego wybiorę, ale na pewno nie w najbliższej
przyszłości.
Dochodzi dokument (mamy połowę
kwietnia!). Zadowolona idę do mojego ukochanego anagrafe. Wyciągam papiery, w międzyczasie jedna z pań dociera do
okienka, zasiada na krześle i z dużym namaszczeniem wczytuje się w mój
dokument. Ok. Va bene. Czyli? I co teraz? Teraz trzeba pojechać na komendę
policji do Brescii, żeby potwierdzili prawomocność dokumentu (dokumentu
wydanego przez konsulat polski w Mediolanie...).
Trzeba zadzwonić, umówić się na
spotkanie. 4 godziny wydzwaniania w końcu pojawia się ktoś po drugiej stronie
słuchawki. Dostaje krótką informację, że moje wymarzone pieczątki rozdają w
Ufficio Legalizzazione e Persone Giuridiche, który otwarty jest w poniedziałki,
wtorki i czwartki od 9 do 12. Plus oczywiście potrzebna jest mi marca da bollo (pl. znaczek skarbowy) za
16 ojro. Bo tak.
Brescia. Czwartek. 8.40. Jestem
dwunasta w kolejce. Na szczęście idzie gładko i o 9.30 mam już moją upragnioną
pieczątkę.
Ostatnia prosta. Zajeżdżamy do anagrafe. Przed wejściem głęboko
wzdycham, bo czuję, że to jeszcze nie koniec. Wchodzimy i składamy mój cenny
dokument. Okazuje się, że musimy wypełnić jeszcze jeden formularz i przy okazji
zakupić dwa kolejne znaczki skarbowe za 16 euro każdy. Wdech i wydech. Zabieram
się za wypełnianie formularza w międzyczasie pani zaczyna nas rejestrować.
PROBLEM. Nie ma mnie w systemie! Nie ma. Nie ma. Koniec i kropka. Powoli
podnoszę się z krzesła i tłumaczę, że to niemożliwe, bo mam dowód i jestem
zameldowana. Nie ma mnie. A nie - JESTEM! Pani źle wpisała moje nazwisko. Taki
psikus. Zabieram się za dalsze wypełnianie formularza. Ostatnie podpisy i
potwierdzamy termin. Data jest. Godzina? 17 .
Która?
17.
O 17 nie można
Jak to nie można?
Urząd jest zamknięty. Można tylko
rano! Przecież Wam mówiłyśmy!
KIEDY? Nikt nic nie mówił a my
wydrukowaliśmy już zaproszenia.
Aaa......to mamy problem. Ale za
100 euro problem się rozwiąże.
....
Nazwijmy to "nadprogramowym przekręceniem
kluczem w drzwiach".
Termin jest zaklepany. Dokumenty
zaniesione. 100 euro wisi w powietrzu. Poczekamy, zobaczymy co się z tego
wykroi.
mg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz