Moje pierwsze zderzenie z
"północnowłoską" mammą ograniczyło się do uśmiechów, zapoznawczej konwersacji,
tłumaczonej na bieżąco przez moją drugą połówkę, z cyklu "co tam słychać,
jak ci się podoba we Włoszech i jaka to ładna pogoda" oraz wspólnym
wypiciu kawy. Szczerze? Wulkan energii to na pewno nie był. Po 8 latach
znajomości, mogę śmiało stwierdzić, że moje pierwsze wrażenie było trafne i
północna wersja ukochanej rodzicielki trochę odbiega od wykreowanej wizji
rozkosznej włoskiej mammy.... Czy wszystkie północne mammy są takie same? Bez
wątpienia jedne będą bardziej wpisywać się w opisany przeze mnie schemat, inne
mniej, ale na pewno część cech przynależy do każdej z nich.
ZAWÓD CASALINGA
Jak mawia mój ulubiony sąsiad
Filippo, za jego czasów kobieta nie musiała pracować i on utrzymywał żonę, by
mogła zająć się domem, dziećmi, psem i ogródkiem. Cudowne czasy, nie to co teraz. Kobiety
chodzą do pracy, gdzie czeka na nie "pokusa" i to właśnie praca jest
powodem rozwodów lub też braku równowagi i harmonii w domowym zaciszu....
Każda porządna żona czy matka
powinna zostać w domu i zarządzać swoim "królestwem". Idealna mamma
jest kurą domową (wł. casalinga). Nie
zapominajmy, że dom to praca i to na pełen etat! Najważniejsze to utrzymać go w
stanie idealnym, dlatego sprzątanie jest jego integralną częścią. Rano latamy z
odkurzaczem i mopem, nastawiamy pralkę, ścieramy kurze, myjemy łazienkę,
kuchnię (i wszystko co możemy jeszcze umyć) i następnie wybieramy się na
zakupy. Na zakupy najlepiej chodzić codziennie,
bo wpisuje się to idealnie w program dnia. Kupujemy świeże produkty z
których następnie można zrobić obiad wyliczony na odpowiednią ilość osób. Gotowanie
to na pewno nie pasja, a obowiązek. Trzeba zjeść, żeby się najeść. W lodówce
nie ma miejsca na resztki z obiadu, dlatego będziecie bardzo sugestywnie
zachęcani do zjedzenia ostatniego kawałka kurczaka. Po obiedzie przychodzi czas
na....kolejne sprzątanie. Powtórka z rozrywki - odkurzacz, mop, kurze, kolejna
pralka, zmywarka...w lato dochodzi też ogródek. Dom musi się błyszczeć. Zawsze.
Nie ma wymówek, że mi się nie chce albo że podłoga od rana wcale się nie
pobrudziła. Nie. Odkurzacz na pewno by się smucił, jakby polatał po
podłodze tylko raz. A co dopiero by powiedział mop?
Wiemy już ze sprzątanie jest
sensem życia. Nie zapominajmy jednak i o innych aktywnościach. Wiadomo, że
wnuki to największa rozrywka, ale trzeba też spotkać się z koleżankami na
ploteczki, wybrać się na siłownię, basen czy po prostu na spacer (o tak,
włoskie panie są bardzo aktywne i nie potrafią usiedzieć w jednym miejscu!).
EMOCJONALNA PUSTYNIA
Włosi z północy są na pewno dużo
bardziej zdystansowani i spokojni niż południowcy. Taka jest też i mamma. Przy
pierwszym spotkaniu bałam się, że zostanę wyprzytulana i wycałowana a
ostatecznie (ku mojemu zdziwieniu) zwykłe podanie ręki było bardziej niż
wystarczające. Z czasem porwaliśmy się na buzi w policzek (!), ale po długiej
znajomości ograniczamy się do "ciao". Dla mnie lepiej, bo nigdy nie
należałam do osób wylewnych a całowanie się na "dzień dobry" z całym
światem jest dla mnie czynnością zbędną.
Włoska mamma nie narzeka na swoje
zdrowie. I tutaj chylę jej czoła. Nic jej nigdy nie doskwiera, nie bolą ją
nogi, nie narzeka na ból głowy. Zawsze jest dobrze a tematy chorób nie
pojawiają się w naszych codziennych konwersacjach. Fenomen? Dla mnie na pewno
duże zaskoczenie. Polacy znani ze swoich tendencji do narzekania i zamartwiania
się nad swoim zdrowiem powinni się od takiej mammy dużo nauczyć. Wynika to też
na pewno z tego, że północna mamma jest zawsze gdzieś na drugim planie. Nie
jest protagonistką w trakcie niedzielnych rozmów przy obiedzie. Ciekawiej jest
porozmawiać o pogodzie niż o niej samej.
Z jednej strony mamma nie okazuje
emocji, ale to nie tak, że ich nie ma. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Najważniejsza w jej życiu jest rodzina. Mąż, dzieci, wnuki. Nie umie im powiedzieć
nie i wyciąga zawsze pomocną dłoń. Synek dostanie kawunię na śniadanie przed
wyjściem do pracy, ciepły obiadek, ciasteczko na deser. Gorzej jak mamunia
wyprasuje mu majtki, kupi skarpetki i kwiaty na jego rocznicę z dziewczyną.
Czasem północna mamma nie potrafi znaleźć odpowiedniej granicy i chce ingerować
w życie swoich dzieci. Nie dlatego, że chce być złośliwa, ale po prostu pomóc.
Zamieść przed domem, wywiesić pranie, podlać kwiatki... Wystarczy na szczęście
(jak i w moim przypadku) powiedzieć stanowczo "nie, dziękuję" i można
dalej żyć w zgodzie.
WSZĘDOBYLSKIE PROFANUM
Urodziny? Imieniny? Dzień matki,
ojca, dziecka? Czy naprawdę trzeba obchodzić te wszystkie święta? A co dopiero
Wielkanoc...czy Boże Narodzenie. Po pierwsze rozbija się nasz codzienny plan
dnia (o zgrozo) i tu już następuje pewien zgrzyt. Musimy ugotować coś innego,
wybrać się do kogoś innego na posiłek czy co gorsza do restauracji (a tam coś
nam nie będzie na bank smakować i trzeba jeść o niestandardowej godzinie). Sam
stres. Nigdy nie zapomnę moich pierwszych przygotowań do Wigilii, kiedy
zaproszeni teściowie przybyli w codziennych dresach i przez cały wieczór
dziwili się, że po co ja tyle gotowałam, że się zmarnuje i tyle jeść na
wieczór? Nie mówiąc już o bezsensownych zakupach w stylu choinka (po co to komu
do szczęścia?) a prezenty to już totalny odlot. Dlaczego każdy dzień w roku nie
może być taki sam? Powtarzalność to dla
naszej mammy harmonia i spokój ducha. Mamma to codzienność i pewnego rodzaju
constans w życiu włoskiej rodziny. Jest podporą, tłem i pomocną dłonią, bez
której pozostała część familii nie jest w stanie się obyć.
mg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz