Śniadanie
kontynentalne to koszmar polskiego turysty. Jak można najeść się na cały dzień
kawą i ciasteczkiem? Po co się głodzić? Gdzie są parówki? Typowy Włoch spojrzy
na nas z politowaniem i wręcz z obrzydzeniem dopyta się, jak to jest w ogóle
możliwe, żeby o 7 rano przełknąć parówkę z ketchupem lub jajecznicę....
To co rozbawiło mnie do łez, to
jak Włosi patrzą na obcokrajowców i ich przyzwyczajenia śniadaniowe. Przebywając
dużo czasu w środowisku hotelowo-usługowym przysłuchiwałam się przez jakiś czas
reakcjom właścicieli i pracowników, którzy po kilku latach działalności zrozumieli,
że:
- przyjeżdżają Niemcy, gotujemy jajka. Polacy
też jedzą jajka? A Czesi? A Rosjanie? Huk z tym. Jedno jajeczko na jednego obcokrajowca.
Poszalejemy. Ale jak to jajko ugotować? Wystarczył jeden dzień nieobecności
koleżanki, która zajmuje się śniadaniami, żeby jajko zostało zalane wrzątkiem i odstawione na 5min, żeby do siebie „doszło”.
Na szczęście odpowiednio wczesna interwencja i moje jakże cenne doświadczenie w
skomplikowanej sztuce wschodniej gotowania jajek, uchroniły nas przed wpadką
stulecia.
- obcokrajowy jedzą pomału i dużo, delektują się
swoim śniadaniem, próbują wszystkiego, więc muszą mieć też wybór. Jak zasiądą
to przesiedzą minimum pół godziny i będą brać dużo dokładek. Dwie kawy na głowę
to niemal reguła. Ale nie espresso, bo to nie kawa tylko zamach na własne życie.
Najlepsza wiadomo jest kawa rozpuszczalna (caffe’
americano) - dla Włocha tzw. brudna woda. Na samą myśl o polskiej
kawie nierozpuszczalnej uginają się pod nimi nogi…. A do tego wszystkiego
kanapki, szynki, sery, przegryzane ciastem, rogalami i nutellą…. Popijane
sokiem i herbatą… ! Brrrr aż ciarki przechodzą!
mg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz